Pracował w branży związanej z dachami, choć nie należała do jego obowiązków praca na wysokości. Tego feralnego dnia wszystko potoczyło się jednak w sposób, którego do dziś nikt nie potrafi wytłumaczyć.
Gdy pracownicy, którzy wcześniej wykonywali zadania na dachu, zeszli na dół, znaleźli Mateusza leżącego na ziemi. Był nieprzytomny. Natychmiast wezwano pomoc, a karetką przewieziono go do szpitala. Tam lekarze zdiagnozowali rozległy uraz mózgu, liczne krwiaki śródmózgowe, obrzęk mózgu oraz wieloodłamowe złamanie czaszki.
Na początku nie kwalifikował się do operacji, jednak już po kilku dniach stan gwałtownie się pogorszył. Obrzęk narastał, a życie Mateusza wisiało na włosku. Lekarze podjęli decyzję o pilnym zabiegu odbarczenia - usunięto fragment kości czaszki, aby uratować jego życie.
„Miał już nigdy nie chodzić, nie mówić…”
- Lekarze nie dawali mu żadnych szans. Słyszeliśmy, że nigdy nie będzie chodził, mówił, ani w jakikolwiek sposób kontaktował się z otoczeniem. Ale Mateusz jest wojownikiem. Dla siebie, dla nas i dla synka podjął walkę. I w tej walce wygrywa małe, codzienne bitwy - mówią przedstawiciele rodziny.
To, co udało się osiągnąć przez ostatnie miesiące, jest wynikiem nie tylko determinacji Mateusza, ale też intensywnej rehabilitacji. Każdy krok, wypowiedziane słowo czy wykonany gest są efektem setek, a nawet tysięcy godzin pracy z terapeutami.
Na co dzień Mateusz korzysta z prywatnej rehabilitacji w domu. Pracuje z czterema rehabilitantami i logopedą. Niestety, pomoc z Narodowego Funduszu Zdrowia jest bardzo ograniczona. Od kwietnia rodzina otrzymała zaledwie 20 godzin terapii, co w przypadku tak poważnych urazów jest kroplą w morzu potrzeb.
- Gdybyśmy opierali się tylko na NFZ, Mateusz nie zrobiłby żadnych postępów. Taka rehabilitacja musi być codzienna, intensywna i prowadzona przez specjalistów, którzy wiedzą, jak pracować z osobami po tak ciężkich urazach - dodają
Walka o kolejny turnus
Kluczowe znaczenie dla dalszej poprawy stanu zdrowia mają kilkutygodniowe turnusy w specjalistycznych ośrodkach. Niestety, ich koszt jest ogromny - nawet 40 tysięcy złotych za 4 tygodnie.
W sierpniu rodzina musiała zrezygnować z wyjazdu z powodu braku środków. Teraz walczą o wrześniowy turnus, bo przerwanie terapii oznacza nie tylko zatrzymanie postępów, ale wręcz ryzyko cofnięcia już wypracowanych efektów.
- Budżet domowy jest pusty, możliwości kredytowe wyczerpane. Teraz pozostaje nam tylko prosić o pomoc ludzi o dobrych sercach. Każda złotówka daje Mateuszowi szansę, by zrobić kolejny krok, wypowiedzieć kolejne słowo, zbliżyć się do samodzielności - apeluje rodzina.
„Szymon potrzebuje taty”
Dla Mateusza najważniejszą motywacją jest rodzina. W domu czeka na niego kilkuletni Szymonek, który nie rozumie, dlaczego tata wciąż nie wrócił.
- Mateusz ma dla kogo żyć. Jesteśmy pewni, że uda mu się wygrać tę walkę. Ale sam nie da rady. Potrzebujemy Waszego wsparcia, bo czas w rehabilitacji ma ogromne znaczenie - mówią bliscy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.