ROZMOWA Z Pawłem Smykiem, wiceprezesem Orląt Łuków
Orlętom się nie odmawia
Skąd decyzja o pracy w zarządzie?
- To tak naprawdę odpowiedź na propozycję prezesa Arkadiusza Pogonowskiego i Rafała Jaworskiego, pozostałych członków zarządu, z którymi niejednokrotnie, ale zupełnie niezobowiązująco prowadziłem luźne dyskusje na temat funkcjonowania klubu. Znajdowaliśmy w tych rozmowach nić porozumienia. Ostatnio nastąpiła pewna koincydencja. Zakończyłem trwającą 17 lat karierę sędziego piłki nożnej, a w wyniku rezygnacji jednego z członków zarządu, wytworzył się wakat. Ciąg dalszy jest już znany. Podjąłem się społecznej funkcji wiceprezesa Orląt Łuków.
Co znaczą dla Ciebie Orlęta?
- To klub z ponad stuletnią tradycją, który wychował setki, a nawet tysiące sportowców w wielu dyscyplinach. Odkąd sięgam pamięcią, śledziłem poczynania Orląt. Na początku trochę mimochodem, za sprawą mojego taty, który od dziesięcioleci jest związany z klubem, później sam, będąc zawodnikiem młodzieżowych drużyn piłkarskich i kibicem żółto-czerwonych. Następnie, jak już wspomniałem, pochłonęło mnie sędziowanie, ale sentyment do klubu pozostał. W tym czasie napisałem i obroniłem pracę magisterską o dziejach piłkarskiej drużyny seniorów. Oczywiście nadal interesowałem się tym, co dzieje się w klubie, mimo że bardzo rzadko bywałem na Warszawskiej 15. Teraz historia zatacza koło. Jestem tatą dwóch młodych piłkarzy: Tymka i Ignasia, którzy z wielką dumą reprezentują łukowskie Orlęta. Cóż, wychodzi na to, że nie potrafię żyć bez Orląt.
Spodziewałeś się propozycji?
- Nie. Propozycja była dla mnie zaskoczeniem, ale nie ukrywam, że poczułem się wyróżniony i doceniony. Przez 8 z 17 lat przygody sędziowskiej mogłem z bliska obserwować, w jaki sposób funkcjonują profesjonalne kluby sportowe na szczeblu centralnym - w pierwszej i drugiej lidze. Teraz mam nadzieję, że uda mi się tę wiedzę i doświadczenie wykorzystać w pracy na rzecz Orląt Łuków. To duża odpowiedzialność i wyzwanie, ale Orlętom się nie odmawia.
Dlaczego skończyłeś sędziowanie?
- Sędziowałem na największych polskich stadionach, bardzo dobrym drużynom i zawodnikom. Zapoznałem setki osób, nawiązałem nawet przyjaźnie. 17 lat na boiskach to był wspaniały czas, ale też czas pełen wyzwań i wyrzeczeń. Bardzo częste treningi, wyjazdy na mecze - nierzadko dwudniowe, szkolenia, analizy, przygotowania - to był mój chleb codzienny. Momenty blasku, spełniania ambicji sportowych zaczął w pewnym momencie przykrywać cień mojej nieobecności w domu, przy kochanej żonie Kasi i synach. To zaczęło skłaniać mnie do głębszych refleksji nad priorytetami, a w dalszej perspektywie do zrozumienia i docenienia wartości rodzinno-zawodowych. Sędziowanie to była wielka pasja, ale zbyt kosztowna. Czas rodzinny uważam za bezcenny. I tak 27 września posędziowałem swój ostatni mecz: Wisła Kraków – Odra Opole.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.