Szanse są na to małe. Obrońca łukowian na początku starcia z Lutnią Piszczac doznał kontuzji. - To była piąta minuta. Chciałem wyprzedzić rywala. Wszedłem przed niego. Źle ustawiłem stopę. Cały ciężar ciała poszedł na tę nogę. Doszło do wykręcenia stopy. Poczułem tylko chrupnięcie. Od razu wiedziałem, że skręciłem staw skokowy. W głowie miałem natychmiastową zmianę. Wiedziałem, że doznałem urazu, który znam bardzo dobrze. W swojej przygodzie ze sportem często mnie dopadał - mówi Rafał Jaworski.
Niespełna 23-letni obrońca opuścił boisko. Została udzielona mu pomoc. - W tym momencie graliśmy w podwójnym osłabieniu, gdyż dosłownie akcję wcześniej Przemek Bednarczyk zszedł z uszkodzonym palcem u dłoni. Nie było zbyt dużo czasu do namysłu. Zdecydowałem, że wrócę na boisko. Wziąłem lek przeciwbólowy, schłodziłem nogę i zacisnąłem zęby. Były momenty, że było naprawdę ciężko i łzy cisnęły się do oczu, jednak wiedziałem, że jestem potrzebny drużynie. Żałuje tylko, ze nie udało nam się wygrać tego spotkania, ale cóż, taka jest piłka - dodaje popularny "Jawor".
Obrońca łukowian przyznaje, że po meczu zdjął buta z nogi i pojawił się spory obrzęk. - Spodziewałem się tego. Cały tydzień spędziłem u fizjoterapeuty, gdzie miałem wiele zabiegów na nogę. Walczę od początku o jak najszybszy powrót do zdrowia. Czy zagram w sobotę? Szanse są małe, ale robię wszystko każdego dnia, aby tak było. Noga nadal boli, jednak jeśli będzie to ból do wytrzymania to na pewno pojadę z drużyną - kończy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.