reklama
reklama

Maciej Janaszek. Stał w młynie, a teraz ponownie zagra dla Orląt

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Maciej Janaszek. Stał w młynie, a teraz ponownie zagra dla Orląt - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Maciej Janaszek ma 26 lat. Pewnego dnia zadzwonił trener Maciej Syga i zaprosił na treningi do łukowskich Orląt. Zgodził się. Wydaje się, że po sześciu latach wraca na obiekt przy ul. Warszawskiej.
reklama

ROZMOWA Z Maciejem Janaszkiem, nowym-starym zawodnikiem Orląt Łuków

W Orlętach trzeba walczyć do ostatniej kropli krwi

W jakich okolicznościach dowiedziałeś się, że możesz znów zagrać w ekipie z Łukowa?

- Zadzwonił do mnie trener Maciej Syga. Zaproponował, bym zaczął trenować i spróbował swoich sił w Orlętach. Na początku wahałem się, gdyż różnie wygląda u mnie praca, aczkolwiek zdecydowałem się i cieszę się na swój powrót, jednocześnie smutno mi, że opuszczam łazowską rodzinę.

 

Ile lat grałeś w ŁKS-ie Łazy?

- Od sześciu lat. Przeniosłem się do drużyny występującej w Klasie Okręgowej, będąc w klasie maturalnej.

 

Co jest magicznego w tym klubie spod Łukowa?

- ŁKS Łazy to nie klub. To styl życia. Tworzymy tutaj świetną atmosferę. Nie napinamy się na wielkie wyniki. Gramy dla przyjemności. Ta społeczność to jedna wielka rodzina. Każdy na każdego może liczyć. Dla mnie to zaszczyt, że przez kilka lat mogłem zakładać opaskę kapitana "Łazików".

 

Kiedyś były już prezes Jan Baniak mówił, że w ŁKS-ie nikt nie zarabia ani złotówki. To prawda?

- Tak. Generalnie żaden zawodnik nie pobiera wynagrodzenia za grę w klubie. Pojawił się jeden taki wyjątek, lecz odbyło się to za zgodą wszystkich zawodników. Przychodząc do Łazów, nie wyobrażałem sobie sytuacji, bym dostawał złotówki za grę na tym poziomie rozgrywkowym.

 

Jesteś obrońcą czy napastnikiem?

- Wcześniej całe życie grałem w obronie. Od zeszłego sezonu trener Piotr Wałachowski przestawił mnie do ofensywny. Obecnie czuje się tam najlepiej i sprawdzam się w roli zawodnika odpowiedzialnego za tworzenia zagrożenia pod bramką przeciwników.

 

Było zaskoczenie, zdziwienie, a może przyjąłeś to na spokojnie, iż możesz wrócić do Orląt?

- Byłem trochę zaskoczony, ale przyjąłem to na spokojnie. Wiem, że od jakiegoś czasu w Klasie Okręgowej nie schodziłem z pewnego dobrego poziomu. Notowałem niezłe liczby i solidnie trenowałem. Przez ostatnie dwa lata pod okiem super człowieka Piotra Wałachowskiego zrobiłem bardzo duży piłkarski progres. Jestem pewny, że mogę dać Orlętom wiele, zarówno na boisku, jak i w szatni.

 

Gra w Orlętach to zaszczyt?

- Urodziłem się i od zawsze mieszkam w Łukowie. Tu się wychowałem, tu mam wspaniałych przyjaciół i tutaj układam sobie życie. Jestem lokalnym patriotą z prawdziwego zdarzenia.

 

Co znaczą w Twoim życiu Orlęta?

- Orlęta to klub z mojego rodzimego miasta. Od małego dziecka chodziłem na mecze. Dopingowałem drużynę z młyna, grałem w tym klubie, więc co mogą dla mnie znaczyć Orlęta? To klub, który mam w sercu.

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką?

- Moja przygoda z piłką zaczęła się na boisku za domem, gdzie zawsze grałem z moim bratem ciotecznym Wojtkiem. Zacząłem w AMPlusie Łuków u trenera Przemysława Trybonia i śp. Tomasza Trybonia. Trener Przemek ukształtował mnie od początku jako piłkarza i człowieka. Zawsze wpajał wartości ciężkiej pracy, że tylko wtedy można coś osiągnąć. Do tej pory trzymam się tej zasady. Liczę, że jeszcze przyjdzie mi z nim współpracować. Bardzo się cieszę, że mogę kontynuować pracę z rodziną Tryboniów, gdyż Maciej - mój imiennik - pracuje przy pierwszym zespole

 

Co działo się później?

- Przeszedłem do Orląt Łuków i przez parę lat pracowałem pod okiem trenera Piotra Madeja. Później podjąłem złą decyzję. Przerwałem przygodę z piłką. "Odkurzył" mnie trener Stanisław Chudzik, który zaproponował mi grę w juniorach starszych Orląt, a następnie wprowadził mnie do pierwszej drużyny. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Śmiało mogę powiedzieć, że dał mi drugie sportowe życie. Moja przygoda w pierwszym zespole przebiegała średnio. Z jednej strony byłem szczęśliwy, że mogę reprezentować klub, którego jestem kibicem i dopingowałem tę drużynę w młynie, jednak grałem bardzo mało.

 

I pojawił się ŁKS Łazy...

- Dokładnie. Zdecydowałem się na występy w Klasie Okręgowej. Pobyt w tej ekipie to była zdecydowanie najwspanialsza i najfajniejsza przygoda w życiu. To niesamowita drużyna, którą tworzą wspaniali ludzie. Były różne chwile, ale zawsze trzymaliśmy się jak jedna wielka rodzina. Dzięki ŁKS-owi Łazy ponownie mogę wrócić do Orląt jako lepszy zawodnik i jako lepszy człowiek.

 

W szatni spotkałeś znajome twarze?

- Zdecydowanie. Od małego grałem z Danielem Goławskim. Jesteśmy z tego samego rocznika. Jest Paweł Szlaski, który zawsze służył swoim doświadczeniem. W Łazach grałem z Mateuszem Ebertem, jak również z moim przyjacielem Radkiem Szustkiem. Większość chłopców znam albo z boiska, albo prywatnie. W drużynie czuję się bardzo dobrze i na każdy trening przychodzę z uśmiechem na twarzy.

 

Ostatnio grałeś w Klasie Okręgowej. Czuć przeskok do wyższej ligi?

- Po pierwszym sparingu widać przeskok w samym trenowaniu, ilości i intensywności. Jestem na to przygotowany. Bardzo dbam o dietę oraz o trening siłowy. Przy okazji pozdrawiam najlepszą siłownię w okolicy - Colloseum i jej właściciela Adama Skwarę. Poradzę sobie, chociaż wiele się zmieniło od czasu, kiedy ostatnio grałem w czwartej lidze.

 

Wiosną Orlęta mają walczyć o awans do grupy mistrzowskiej. Uda się?

- Oczywiście, że się uda. Orlęta zawsze muszą bić się w każdym meczu o zwycięstwo i o jak najwyższe cele. Każdy, grając z tym herbem na piersi, musi wychodzić na boisko i do ostatniej kropli krwi walczyć o triumf. Wywalczymy awans do grupy mistrzowskiej i tam też będziemy bardzo mocni. W tej drużynie drzemie bardzo duży potencjał i udowodnimy to na wiosnę!

 

Gdybyś złapał złotą rybkę, w jakim klubie chciałbyś zagrać?

- W zasadzie to nie mam jakiegoś ulubionego, wymarzonego klubu. Chciałbym kiedyś zagrać w Orle Czemierniki. Moja mama pochodzi z tych stron. Mam tam swoich znajomych. Puszczając wodzę fantazji, chciałbym wystąpić w ekipie Wolverhampton.

 

FC Barcelona, Real Madryt... Ty mówisz o średniaku z Anglii. Dlaczego?

- Ponieważ bardzo lubię ligę angielską i odkąd awansowali, śledzę tę drużynę. Podoba mi się ten projekt. Wszyscy kibicują klubom z absolutnego topu, a ja wolę się przyglądać takim mniej znanym klubom i śledzić ich progres. No i oczywiście do niedawna grał tam jeden z moich ulubionych zawodników - Adama Traore.

 

Co robisz w życiu?

- Z wykształcenia jestem logistykiem. Pracuję jako spedytor w firmie transportowej i od razu pozdrawiam mojego świetnego szefa Tomka Dadacza, który również interesuje się piłką nożną. Bardzo lubię swoją pracę, natomiast trzeba być w ciągłej dyspozycji i trzymać rękę na pulsie. Poza tym cała reszta kręci się wokół sportu.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama