Marzena i Tomasz Rybak goszczą w domku przy sali weselnej Pałacyk u Rybaka w Bystrzycy 22 osoby z Ukrainy. Zaczęło się od córki, która przez w przeszłości 4 lata studiowała na Ukrainie i ma tam znajomych. Kiedy wybuchła tam wojna poprosiła rodziców o przyjęcie któregoś z nich. To lekarze, którzy nie chcieli opuścić kraju, ale państwo Rybak otworzyli swój dom dla innych.
- Nieważne kto przyjedzie, byleby chciał przyjechać – mówi pan Tomasz. - Córka zaczęła pisać na stronach ukraińskich i przez nie znaleźliśmy pierwszych gości. Nawiązała kontakt przez internet i pierwsze dwie osoby zabraliśmy z Lublina między 1 a 2 w nocy z poniedziałku na wtorek 1 marca. We wtorek przywieźliśmy 12 osób. Kolejnej nocy przybyła rodzina, która przyjechała swoim samochodem - dodają wspólnie państwo Rybak.
W piątek, 4 marca, przyjechał "Dzieduszka" ze swoją wnuczką.
- Pomoc, która jest oferowana na dworcu PKS w Lublinie jest nie do opisania i byliśmy bardzo wzruszeni widząc, co tam się dzieje. Mnóstwo wolontariuszy, którzy od razu każdego pytają, czego potrzeba. Jeśli chodzi o prowiant, zakwaterowanie czy zwykłą rozmowę organizacja jest świetna i jesteśmy pełni uznania.
Każdy kogoś zostawił na Ukrainie
Wszyscy uchodźcy przyjechali z Łucka i okolic. Nieopodal jest lotnisko, które jak tylko zaczęła się wojna, zostało ostrzelane.
- Słyszeliśmy jeszcze te ostrzały zanim uciekliśmy, to było straszne. Poczuliśmy się tu jak w domu. Między nami nie było żadnych barier i przyjechaliśmy jak do siebie. Swoje wypłakaliśmy, a Marzenka i Tomek są już naszą rodziną - mówi jedna z pań.
Każda z kobiet zostawiła na Ukrainie męża, brata, rodziców i dziadków. Do Polski jechali autobusem, którym podróżowało 90 osób na 50 miejsc. Wraz z nimi jechały zwierzęta, a trzy osoby jechało w bagażniku. Takich autobusów było mnóstwo.
Andriej przyjechał ze swoją rodziną. Z żoną i trzema córeczkami. To właśnie najmłodsza z nich ma teraz zaledwie dwa miesiące. Andriej dzięki pomocy znajomych zacznie pracę w Zakładach Mięsnych w Łukowie.
Rostislav, czyli "Dzieduszka" ma 80 lat. Służył w radzieckiej armii w Armenii. Przez trzy lata tylko trzy razy był w domu. Potem pracował na budowie. Był też kierowcą. Do Polski uciekł z rodziną. U Państwa Rybak jest z wnuczką, a gdzieś za Warszawa jest jego córka.
Ilona pracowała przed przyjazdem w sklepie internetowym. Oksana sprzedawała w sklepie z elektronicznymi częściami do samochodów. Olena była kosmetyczką. Weronika ma 8 lat i też chce zostać kosmetyczką.
- Byłyśmy w kościele w Wojcieszkowie. Pewna kobieta z dziećmi zwróciła uwagę, że jesteśmy Ukrainkami. Przyjechałyśmy tutaj, a za kilka chwil podjechał samochód. To dzieci tej kobiety zebrały swoje rzeczy i chciały je podarować naszym - mówi jedna z kobiet. - W niedzielę pan Tomek obiecał zawieźć nas do cerkwi w Siedlcach - dodaje.
Podczas Gminnego Dnia Kobiet, który odbył się w Pałacyku u Rybaka panie już były obecne na uroczystości.
- Pan Tomek nas zaprosił, a pani Marzena dała "krasiwyje płatia" i pięknie wyglądałyśmy - chwali gospodarzy jedna z kobiet.
Chcą pracować i normalnie żyć
Mają tutaj swoją kuchnię, dzięki czemu mogą sobie gotować swoje potrawy. Chciałyby też podjąć jakąś pracę. Andriej zacznie pracę w zakładach, jedną panią zatrudni Jarosław Pycka, właściciel sklepów spożywczych. Pomimo ucieczki przed wojną chcą normalnie żyć. Dzieci mają nauczanie zdalne, dzięki czemu nie mają zaległości w szkole.
Państwo Rybak nie zapominają też o urodzinach. Uroczyście obchodzone były już 29 i 53 urodziny dwóch pań. Dziewczyny jeździły już do Łukowa i Lublina. Powoli starają się poznawać nowe otoczenie. Wszyscy zgodnie twierdzą, że trafili na cudownych ludzi i tworzą rodzinę. Mają jednak nadzieję, że wojna zaraz się skończy i będą mogli wrócić na Ukrainę, do siebie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.