reklama

Straciły pożarze cały dobytek. Pomóżmy kobietom odbudować dom

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Magda Oknińska

Straciły pożarze cały dobytek. Pomóżmy kobietom odbudować dom - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOgień wypalił wszystkie pomieszczenia i dach. Została skorupa ze styropianu. Aneta i jej mama cudem uniknęły śmierci w płomieniach. Pomóżmy im odbudować dom.

Pożar wybuchł w nocy z 27 na 28 marca na ulicy Poważe 80. Janina Chilińska i jej córka Aneta, mieszkanki niewielkiego drewnianego domu, już spały.

Palimy się!

Chwilę po godzinie 23 starsza z kobiet usłyszała głośne stukanie w okno. To sąsiedzi alarmowali, że dom kobiet się pali.

- Usłyszałam krzyk mamy "Aneta, palimy się!". Wyskoczyłam ze swojego pokoju, zobaczyłam ogień od strony kotłowni. Płomienie już się wydobywały przez pękniętą szybkę w drzwiach kotłowni. Jak to zobaczyłam, pobiegłam do kuchni, złapałam miski, nalewałam wodę i próbowałam gasić ogień w kotłowni. Lałam wodę przez okienko. Mama w tym czasie dzwoniła na straż z kuchni - opowiada pani Aneta.

Po chwili kobieta zorientowała się, że jej próby ugaszenia płomieni nic nie dają. Ogień zaczynał się przenosić na sufit w przedpokoju. Zablokował dojście do drzwi wyjściowych. W tym czasie sąsiedzi pomogli wydostać się przez okno pani Janinie.

- Cofnęłam się do swojego pokoju, otworzyłam okno, wypchnęłam siatkę na komary. Uciekałam w koszuli nocnej i skarpetkach. "Pani wychodzi, bo pani spłonie" - wołał syn sąsiadki, który pomagał mi się wydostać. Wtedy pomyślałam o swoich psach, że je tam zostawiłam, że one wcale nie szczekały. Chciałam wejść po nie, ale ten młody sąsiad nie pozwolił mi wrócić do domu. Nie mogłam sobie darować, że one tam zostały, a ja nic nie mogę zrobić. Płomienie szybko ogarnęły cały dom i mój pokój, z którego dopiero co uciekłam - mówi z żalem pani Aneta.

Stracony dobytek życia

Na miejsce przyjechały policja, straż i karetka. Dom całkowicie spłonął. Na szczęście kobiety nie odniosły obrażeń, oprócz siniaków i zadrapań. Najgorszy jest szok, że przepadł cały dobytek ich życia.

- W ciągu 20 minut straciłyśmy wszystko. Dom, meble, dokumenty, pamiątki, ubrania - mówią.

Pani Aneta nie może także pogodzić się z tym, że w ogniu zginęły jej dwa małe pieski.

- To byli domownicy, nasze pupilki, tak mi smutno, że nie mogłam im pomóc - mówi ze łzami w oczach.

Drewniany dom matki i córki był ocieplony styropianem, w środku wybity płytami gipsowymi. Kobiety w ostatnich latach sukcesywnie go remontowały. Miał centralne ogrzewanie i około 5-letni piec, stojący w dobudowanej kotłowni. Według strażaków tam właśnie zaczął się pożar. Być może jego przyczyną były płonące sadze w kominie. Pożar gasiły dwie jednostki zawodowych strażaków z Łukowa oraz strażacy ochotnicy z Dąbia i Gręzówki.

Zwęglone wnętrze

Dom nie nadaje się do odbudowy. Z wierzchu pozostał styropian, ale jest to tylko zewnętrzna skorupa. Wnętrze wypaliło się całkiem. Jest czarne i zwęglone. Żadne sprzęty nie nadają się do użytku. Nic nie udało się uratować. Kobiety są wdzięczne sąsiadom za uratowanie życia. To oni je obudzili, dzięki temu zdołały uciec. Pani Aneta pokazała nam także drewnianego świątka. Jest nadpalony, poczerniały, ale widać, że była to figurka Pana Jezusa.

- Stał w naszym domu od lat, ma ponad wiek. To pamiątka rodzinna. Dziadek mówił, że zrobił go pan, który mieszkał na naszej ulicy i rzeźbił. Ten „świątek” nas ocalił - mówi.

Pragną wrócić do siebie

Pani Aneta pracuje w Urzędzie Miasta Łuków. Jej mama jest emerytką. Obecnie obie mieszkają u siostry pani Anety. Jednak bardzo chcą odzyskać swoje miejsce na ziemi.

- Jest nam bardzo ciężko. W pierwszych chwilach pomogła nam rodzina i przyjaciele. Ale nie chcemy cały czas komuś siedzieć na głowie. Każdy ma swoje życie. Mama w obejściu ma swoje kurki, kaczki, mamy koty, psa, ogródek. Chcemy być samodzielne, nikomu nie sprawiać kłopotów. Straciłyśmy nasz azyl, naszą ostoję, gdzie zjeżdżali się bliscy. To było biedne, ale nasze. Nam to wystarczało. Moja mama jest osobą, która zawsze umiała się podzielić, zawsze coś było w garnku dla gości. Bardzo chcemy wrócić do siebie - mówi pani Aneta.

Konieczne wsparcie

Kobieta dodaje, że zawsze starały się same sobie radzić. Jednak teraz sytuacja je przerosła.

- Z racji tego, że całe życie byłam samodzielna, tym bardziej jest mi trudno teraz, kiedy jestem bezsilna i to wszystko przekracza nasze możliwości finansowe i fizyczne. Bardzo proszę o pomoc, o każdą złotówkę wsparcia, bo wiem, że same sobie nie damy rady - wyznaje pani Aneta.

Przyjaciele pomogli i pomagają pani Anecie i jej mamie. Znalazło się dużo osób, które podarowały im najważniejsze rzeczy, ubrania, środki czystości. Współpracownicy z Urzędu Miasta zorganizowali pierwsze zbiórki pieniędzy.

- Dziękujemy wszystkim, którzy do tej pory okazali nam wsparcie, dziękujemy choćby nawet za dobre słowo - mówią kobiety.

Teraz przed nimi trudny czas. Jednak możemy pomóc odbudować ich dom. Liczy się każdy grosz.

JAK POMÓC POGORZELCOM?

KONTAKT DO POGORZELCÓW:
  • Aneta Chilińska 609 825 677
  • Marek Chiliński 505 927 005
  • Mariusz Kościuk (szwagier Anety i Marka) 888 175 652




Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE