reklama

Pożar strawił to, co mieli. Potrzebują pomocy

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Wioletta Ekielska

Pożar strawił to, co mieli. Potrzebują pomocy - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości20 maja w ich domu wybuchł pożar. To, co zostało chcą odbudować. - Nie potrzebuję luksusów, nie chcę, żeby mi ktoś dom budował, potrzebujemy jakiś materiałów, z których sami odremontujemy choć jeden pokój - powiedziała pani Agnieszka.

20 maja w Łukowie na ul. Rurowej pożar strawił dom, w którym mieszkała czteroosobowa rodzina. Mieli dwa pokoje z kuchnią. Teraz mieszkają u sąsiadki. Za naszym pośrednictwem proszą o pomoc.  

Wszystko da się jeszcze odbudować. Do końca lipca chcielibyśmy zrobić chociaż jeden pokój, by móc wrócić do domu. Jak będziemy na miejscu, szybciej coś zrobimy. Przyzwyczailiśmy się do tego miejsca, a że rudera… nie w takich warunkach ludzie mieszkają. Ja nie potrzebuje luksusów. My się tu chowaliśmy bez łazienki, z zimną wodą. Dzieci są czyste, do przedszkola chodzą i są zdrowe. Pomoc od ludzi już otrzymaliśmy. Dostaliśmy meble, spanie, ciuchy – powiedziała pani Agnieszka.  

W domu przy ulicy Rurowej, który 20 maja uległ spaleniu, mieszkał Piotr Kołodziński, Agnieszka i ich synowie: Ryszard (4 lata) i Adaś (6 lat). Pan Piotr jest bezrobotny, natomiast pani Agnieszka zarabia jeżdżąc na rynki. Po tamtym wydarzeniu otrzymali 1,5 tys. zł pomocy z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Władze miasta także zaoferowały wsparcie – zapłacą za materiał potrzebny do wykonania dachu. Robociznę muszą jednak zapewnić sobie we własnym zakresie.  

Mój kolega chce mi pomóc. Spaloną część wyburzymy, resztę wyremontujemy. Potrzebne jest wszystko, od starych desek, przez worek cementu, czy płyty i farby – powiedział pan Piotr.  

Jak wspominają tamten dzień?  

Tej nieszczęsnej soboty też byłam na rynku. Przyjechał mój syn Damian i chciał rozpalić grilla. Zjedliśmy kiełbaski, ja wzięłam się za zmywanie i poprosiłam, by sprawdzili gdzie jest Rycho, bo lubił siedzieć przy płocie i busy liczyć. Damian wyszedł i zobaczył go jak stał jak osłupiały, patrząc się na ogień. Nie wiem jak to się stało. Grill został zagaszony i stał na podwórku. Ciotka pewnie musiała wnieść go do swojej szopy (tuż przy domu – przyp. red). Jak wychodziła rowerem musiała go przewrócić.  

Pan Piotr nie sądzi, by pożar wybuchł od znajdujących się w szopie pocisków artyleryjskich.  

To były trzy skorupy pocisków bez zapalników. Nie było pieniędzy. Chodziłem wiosną i zbierałem odłamki. Można to było sprzedać na złomie. Ja tak zarabiałem. Znam się na tym, bo od lat się tym zajmuję. Gdybym wiedział, że mam coś niebezpiecznego, a tu strażacy byli i gasili, to bym był tu pierwszy, żeby ich odgonić. Nic nie mam na sumieniu, co by zagrażało życiu – tłumaczył nam.  

W tej sprawie wciąż prowadzone jest śledztwo. Tymczasem rodzina mieszka u sąsiadki. Zanim przyjdzie jesień chcieliby odremontować to, co im zostało. Potrzebują pomocy. Proszą o wszystko, co mogłoby im ułatwić zadanie jakie przed nimi stoi.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE