W poniedziałek wieczorem straż pożarna w Łukowie otrzymała zgłoszenie przekazane przez Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Lublinie, że od godziny na drzewie siedzi kot, który nie może zejść i potrzebna jest pomoc.
Na miejsce wysłano zastęp straży z nowym, wartym koło miliona wysięgnikiem. Akcja zakończyła się całkowitym sukcesem i kot został zdjęty.
Przebieg akcji brzmi jak scenariusz z filmu Bareji, jednak napisało go życie. Zbulwersowało to jednak jednego z naszych Czytelników.
A gdyby na drugim końcu miasta, albo powiatu potrzebna była pomoc człowiekowi? Co wtedy by zrobili? Poza tym, jaki jest sens wysyłać sprzęt za kilka milionów do ratowania kotka? - pyta retorycznie Czytelnik.
O komentarz poprosiliśmy Pawła Wysokińskiego, oficera prasowego łukowskiej straży.
Strażacy będący na miejscu uznali, że pomoc w tej sytuacji była konieczna. Poza tym nie była to nasza pierwsza interwencja, w której ratujemy zwierzęta z opresji. Jest to naszym obowiązkiem - mówi nam oficer i dodaje - Z całą pewnością, gdyby zaszła potrzeba ratowania ludzkiego życia, strażacy otrzymaliby rozkaz natychmiastowego wstrzymania tej akcji i udania się w miejsce, gdzie pomocy potrzebuje człowiek - zapewnia.
Niemniej jednak strażacy udowodnili po raz kolejny, że są w stanie pomóc w każdej sytuacji.
(NIE)Typowa akcja strażaków, kot uratowany
Opublikowano:
Autor: Łuków24 | Zdjęcie: Czytelnik
Przeczytaj również:
WiadomościW poniedziałek po południu strażacy za pomocą nowiutkiego wysięgnika zdejmowali kotka z drzewa.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE