- Chodzi o zarzut z artykułu 160, paragraf 3 kodeksu karnego - nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia - wyjaśnia prokurator Katarzyna Matusiak z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Informuje, że w toku postępowania obie panie opiekunki przyznały się do winy. Wyjaśniły, że mała Gabrysia wyszła sama poza teren żłobka przez ich nieuwagę. Policjanci prowadzący dochodzenie zabezpieczyli nagranie z monitoringu. Wynika z niego, że dziewczynka przebywała bez opieki trzy minuty.
Sama na ulicy
O sprawie pisała jako pierwsza Wspólnota Łukowska. Przypomnijmy. Ul. Prusa. To tu doszło w poniedziałek, 3 sierpnia, do sytuacji, która nie miała prawa się zdarzyć. 15-miesięczna wówczas Gabrysia bez opieki znalazła się na parkingu przed placówką. Według relacji matki - pani Sylwii - jej córka przemieściła się chodnikiem wzdłuż ul. Prusa obok ogrodzenia w kierunku drugiej furtki prowadzącej na plac zabaw. To jakieś 60 kroków dorosłej osoby.
Wiadomo, że matka dziewczynki o zajściu dowiedziała się następnego dnia z Facebooka. Na messengerze otrzymała powiadomienie, że na zamkniętej grupie znalazł się opis incydentu. Jedna z uczestniczek fanpage`u "Mamy z Łukowa" opisała to, co widziała w poniedziałek ok. godz. 10. - Opis ubioru dziecka pasował do mojej Gabrysi - mówi pani Sylwia.
Poprosiła autorkę posta o kontakt. Okazuje się, że na widok spacerującego bez opieki dziecka zareagowały dwie przypadkowe kobiety. Pierwsza - autorka wpisu - przejeżdżając ulicą, zatrzymała auto i już miała reagować, kiedy zobaczyła, że uczyniła to druga kobieta. - Wzięła Gabrysię na ręce i zaniosła do żłobka - mówi mama.
Pani Sylwia w momencie, kiedy jej córka pozostawała na ulicy bez opieki, była w pracy.
Feralny poniedziałek był pierwszym pełnym dniem pobytu Gabrysi w żłobku. Wcześniej mama i córka korzystały z tzw. adaptacji. Przed incydentem dziewczynka spędziła w placówce cztery godziny. W poniedziałek, 3 sierpnia, odbierając córeczkę z placówki, nie usłyszała od personelu o incydencie.
"Ja panią przepraszam"
We wtorek przed godz. 9 zadzwonił telefon. W słuchawce pani Sylwia usłyszała głos dyrektorki. Aneta Gajowa przepraszała mamę Gabrysi i chciała wyjaśnić całe zajście. Pani Sylwia nie zgodziła się na rozmowę przez telefon. Zaproponowała spotkanie. Dyrektor raz jeszcze ją przeprosiła. Matka zdecydowała, że zabierze rzeczy córki i że Gabrysia nie będzie już pod opieką pań z "Wesołej Nutki".
"Nieuwaga i zbieg okoliczności"
Aneta Gajowa, właścicielka żłobka, prowadzi placówkę od sześciu lat. Mówi, że do podobnego incydentu doszło po raz pierwszy. - Jest nam ogromnie przykro - przyznaje w rozmowie ze "Wspólnotą".
Nie potrafi jednak powiedzieć, jak to możliwe, że dziecko zalazło się samo na ulicy.
- Nieuwaga opiekunek, zbieg okoliczności - mówi.