Bohaterem Orląt został Gabriel Jakimiński. Gracz ostatnio występujący w Gromie Kąkolewnica zdobył trzy gole w jednym meczu. Wcześniej strzelałem po dwie bramki, ale to pierwszy raz w oficjalnym meczu, kiedy udało mi się trzykrotnie umieścić piłkę w siatce. To niesamowite uczucie. Przede wszystkim pomogłem drużynie w zwycięstwie. Jestem wdzięczny kolegom, bo bez nich nie byłoby tych bramek - mówi.
ROZMOWA Z Gabrielem Jakimińskim, graczem Orląt
Nie zapłacił za kurs, więc wyskoczył z pierwszego piętra!
Jak to się stało, że trafiłeś do Orląt?
- Byłem w stałym kontakcie z trenerem Świderskim, którego darze dużą sympatią. Padł pomysł na Orlęta Łuków. To drużyna, którą kojarzyłem z czwartoligowych boisk. Trafiłem do bardzo fajnej ekipy, w której dostrzegłem potencjał i stwierdziłem, że w tym składzie możemy zrobić coś naprawdę fajnego!
Ile się namyślałeś?
- Miałem jakieś propozycje, ale działacze z Łukowa byli bardzo konkretni. W zasadzie po pierwszym treningu wiedziałem, że zostanę w tej drużynie!
Co robisz oprócz grania?
- Na co dzień pracuje jako kierowca zawodowy. Jeżdżę taksówką po Lublinie. Planuję rozpocząć kurs trenerski.
Dojazdy do Łukowa...
- Jeżeli chodzi o dojazdy to wymieniamy się w zasadzie co każdą podróż. Jest nas pięciu z Lublina. Do tego każdy ma prawo jazdy, więc staramy się odciążać na wzajem. Nie stanowi to dla nas większego problemu.
Awansujecie do czwartej ligi?
- Na ten moment naszym planem jest, by w każdym meczu strzelić więcej goli od przeciwnika, najlepiej z czystym kontem z tyłu, ale nie ukrywam, że jesteśmy ambitnymi chłopakami i zależy nam na tym żeby iść do przodu!
Jakie miałeś nietypowe zdarzenie w pracy?
- Można spotkać wiele ciekawych osób, z różnym spojrzeniem na świat i różnymi zainteresowaniami. Rozmowy są na pewno ciekawe.
Jaki miałeś najdalszy kurs?
- Udało mi się zrealizować podróż do Dorohuska, więc wyszło około 100 kilometrów. Na pewno to mogę zaliczyć do takich niecodziennych dni w pracy.
Na hasło "Orlęta" 10 procent zniżki?
- Nie ma problemu. Zapraszam do mojego auta.
Jaka była najdziwniejsza przygoda w pracy?
- Miałem zabawną sytuację. Akurat były to początki mojej pracy.
Dawaj...
- Wsiadł młody człowiek. Prosił o przystanek po drodze. Pomyślałem, że nie będzie problemu. Pojechaliśmy pod wskazany adres. Wysiadł i powiedział, że wróci za dwie minuty. Poczekałem, ale po pięciu minutach oczekiwania zadzwoniłem do niego. Bez skutku. Na jego niekorzyść przystanek był w bloku, w którym mieszkam.
Co było dalej?
- Zniecierpliwiony wpisałem kod domofonu i wszedłem do klatki. Jakie było zdziwienie, kiedy ten człowiek zobaczył mnie, że wchodzę do środka.
Co zrobił?
- Wyskoczył przez okno z pierwszego piętra.
Serio?
- No tak. Pomyślałem, że ja nie zbiednieję o te 30 złotych, ale nie ukrywam, że trochę się uśmiałem, gdy widziałem jego desperacką ewakuację. Przecież mógł sobie zrobić krzywdę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.