Pierwsze święta bez najbliższych
W tej części chciałbym wrócić do początków życia zakonnego. Pierwszy rok w zakonie to nowicjat. Co prawda kiedyś w Woli Gułowskiej miał miejsce nowicjat, natomiast obecnie w polskiej prowincji karmelitów nowicjat ma siedzibę w Oborach, w pięknym Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej. Nowicjat to bardzo trudny rok: z dala od bliskich, bez telefonu, bez radia, bez telewizji, bez internetu. To czas odosobnienia, czas wyciszenia i czas próby. W nowicjacie przechodzi się bardzo trudny moment, kiedy pierwszy raz spędzamy święta bez najbliższych. Niezwykle trudny czas...
Ale dzięki wspólnocie ten czas nie jest smutny. Choć pojawiają się łzy tęsknoty za rodzinnym domem, to jednak czujemy od początków życia zakonnego Karmel to nie tylko instytucja. To także wspólnota rodzinna.
Także tutaj, w klasztorze w Woli Gułowskiej, pięknie celebrujemy same święta Bożego Narodzenia, kiedy kończy się adwent i odprawiamy rano w Wigilię ostatnią mszę świętą roratnią. Wtedy jeszcze służymy wiernym w konfesjonale sakramentem spowiedzi. Zaraz po południu zaczynamy przygotowanie do wieczerzy wigilijnej.
Wigilia w Karmelu: Kolędy przy zimnych ogniach
Zasiadamy do stołu, na którym są potrawy z różnych części naszej ojczyzny. Bracia pochodzą z różnych stron Polski. Ja pochodzę z Mazowsza, ojciec przeor z Rzeszowa, ojciec Adam z Ziemi Kieleckiej, a brat Tadeusz z Ziemi Kujawskiej. Mieszanka wybuchowa - można by rzec (o. Płuciennik śmieje się), ale w każdym z tych regionów są inne potrawy wigilijne. Oczywiście nie może zabraknąć tradycyjnie barszczu czerwonego z uszkami, pierogów z grzybami i kapustą, ale także sięgamy po lokalne tradycje, np. pierożki z kaszą i grzybami. Nie może również zabraknąć zupy grzybowej, sałatki jarzynowej, śledzika ani karpia. Chcemy, żeby ta wieczerza, choć z dala od bliskich, była bardzo domowa i serdeczna.
Na początku wieczerzy ojciec przeor odczytuje fragment z ewangelii o narodzeniu Pana Jezusa, a później jest czas na życzenia. Ojciec przeor na początku dziękuje braciom za całe dobro, które wydarzyło się przez miniony rok. Dziękuje za służbę w kościele, pielgrzymom, a później przełamujemy się opłatkiem. Są słowa oparcia, otuchy, wdzięczności. Jest nawet słowo "przepraszam", bo myślę, że to też jest ważne słowo.
A później zasiadamy i próbujemy smakołyków klasztornych. Są one przygotowywane przez nas.
Sam bardzo lubię przygotowywać wieczerzę wigilijną. Po służbie w konfesjonale zakładam fartuch kuchenny i... do roboty!
Po spożyciu kolacji śpiewamy kolędy. Wygaszamy światło, bierzemy tradycyjnie zimne ognie i śpiewamy kolędy. Każdy z braci może rozpocząć ulubioną kolędę i dołączamy się wszyscy. Często po kilka zwrotek danej kolędy, nie jedną, tak, żeby cieszyć się radością Bożego Narodzenia.
Tradycją polską, bardzo wzruszającą, którą kultywujemy w naszym klasztorze, jest to, że stawiamy na stole puste nakrycie dla tego, kto może niespodziewanie zapukać do drzwi i przyłączyć się do stołu wigilijnego. To miejsce jest zawsze otwarte dla tego, kto przybędzie do klasztoru. Jest to z jednej strony symbol, ale jest też w nas to oczekiwanie, że ktoś może zapukać. Drzwi klasztoru i drzwi naszych serc muszą być otwarte na tego człowieka.
Kilka razy przy stole wigilijnym gościliśmy naszych bliskich. W zeszłym roku do stołu zasiadł mój tato.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.