W tym roku minęła 81. rocznica tej tragedii. O wciąż żywej pamięci opowiada Piotr Chaber, wójt gminy Serokomla.
TAK TO BYŁO
W nocy z 13 na 14 kwietnia 1940 roku bandyci pod wodzą Pękalskiego z Horodzieży i Mazurka napadła na rodzinę kolonistów niemieckich w Józefowie Dużym. Gospodarz Adolf Kastner został podczas napadu zabity wraz z żoną, córką i dwoma synami. Pracujący u nich Polak (Roman Szyniecki) został ciężko raniony. Koloniści zawiadomili natychmiast o zdarzeniu władze niemieckie. Po południu do wsi przybyły: oddział wojska z pobliskiego Kocka, oddział Selbstschutzu, oddział Shutzpolizei. Z Łukowa sprowadzono powiatowego komendanta policji granatowej Franciszka Dobromierskiego. Licznie stawili się też uzbrojeni koloniści niemieccy. Ok. godziny 16 zaczęto zatrzymywać wszystkie osoby poruszające się drogami w okolicy. Pojmanych gromadzono na polu w pobliżu zabudowań zamordowanych Kastnerów. Około godziny 17 przybył na miejsce z Lublina zastępca głównego komendanta gestapo podpułkownik hrabia Albrecht von Alvensleben. Objął on dowództwo nad wszystkimi zebranymi oddziałami i pokierował dalszą akcją. Po rozmowie z Dobromierskim, który zapewniał go o rabunkowym charakterze morderstwa oświadczył, że wszyscy Polacy są winni.
W pobliskim Bronisławowie przywódcą kolonistów stał się liczący sobie 83 lata kolonista Gotfried Kuhn. Najpierw wskazał jako podejrzanego swojego osobistego wroga - Antoniego Kulentego - a gdy ten został już zabity starzec dając przykład innym podpalił zabudowania rodziny Zemłów. We wsi spłonęło 27 domów. Tu aresztowanych zabijano na miejscu i w drodze do Józefowa Dużego.
W Józefowie Dużym po zachodzie słońca pozwolono kobietom i dzieciom poniżej 14 lat życia wracać do domów. Musiano jednak użyć siły, ponieważ wiele kobiet nie chciało pozostawiać mężów. Z pozostałych uformowano kolumnę, na której czele postawiono proboszcza z Serokomli i organistę. Tych dwóch zwolniono zaraz po interwencji Leokadii Librenc (kolonistki). W świetle reflektorów samochodowych zaczęto strzelać od tyłu do ustawionej kolumny. Ponieważ na jej przedzie nie było obstawy stojący w pierwszych szeregach zdołali uratować się uciekając. Pozostałych na miejscu rannych dobito. Wkrótce nadeszły kolejne grupy z okolicznych wsi (Bronisławów, Serokomla, Ruda). I tu oddzielono kobiety i dzieci. Mężczyznom nakazano położyć się na ziemi i po godzinie rozpoczęto ich pojedyncze zabijanie. Strzelano do leżących lub nakazywano przed zabiciem powstać. Po zakończeniu prowadzono nocne poszukiwania w okolicy uciekinierów i rannych.
Następnego dnia wykopano - na polu na którym dokonywano egzekucji - dół. Do niego złożono wszystkie ciała. Po zasypaniu teren zabronowano by nie było widać śladów. Nie obeszło się i bez rabunku w domach i gospodarstwach pomordowanych. W masakrze zginęło ok 250 osób.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.