reklama
reklama

Ruszył proces oskarżonej o brutalne oszpecanie córki. W sądzie skryła twarz w kapturze

Opublikowano:
Autor:

Ruszył proces oskarżonej o brutalne oszpecanie córki. W sądzie skryła twarz w kapturze - Zdjęcie główne

Sprawa wzbudza ogromne zainteresowanie zbulwersowanej opinii publicznej, stąd obecność wielu przedstawicieli mediów w siedleckim sądzie. Kobieta skrywała twarz w kapturze bluzy, unikając kontaktu z dziennikarzami

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje łukowskieSkrupulatnie ukrywała swoje oblicze, gdy dziennikarze robili jej zdjęcia i nagrywali, jak policjanci prowadzą ją do sali rozpraw. W Sądzie Okręgowym w Siedlcach ruszył proces Moniki B. spod Łukowa, oskarżonej o brutalne oszpecanie córki w celu m.in. uzyskiwania korzyści finansowych.
reklama

Skryła twarz w kapturze

Do Sądu Okręgowego w Siedlcach Monika B. została doprowadzona w kajdankach, pilnowali jej policjanci - 45-latka przebywa bowiem w areszcie. Za kratki trafiła w lutym ub.r., gdy śledczy dokonali wstrząsających ustaleń. Według nich kobieta, mieszkająca w miejscowości Sięciaszka Druga, niewielkiej wsi koło Łukowa, przez lata miała oszpecać m.in. twarz swojej kilkuletniej córki - Julii - za pomocą żrącej substancji.

Proces Moniki B. ruszył w czwartek, 17 lipca. Sprawa wzbudza ogromne zainteresowanie zbulwersowanej opinii publicznej, stąd obecność wielu przedstawicieli mediów w siedleckim sądzie. Kobieta skrywała twarz w kapturze bluzy, unikając kontaktu z dziennikarzami. 

reklama

Tak, jak można było przypuszczać, sąd wyłączył jawność procesu. Oznacza to, że w rozprawach nie mogą uczestniczyć dziennikarze czy inni, postronni obserwatorzy. Publicznie ogłoszony zostanie dopiero wyrok, a wraz z nim krótkie uzasadnienie. O wyłączenie jawności wnioskowała zarówno obrona oskarżonej, jak i prokurator, wskazując na dobro pokrzywdzonej dziewczynki, córki Moniki B. 

Nie wiadomo więc, czy oskarżona przyznała się do popełnienia zarzucanych jej przez prokuratora czynów i czy w jakiś sposób próbowała wyjaśnić to, co się wydarzyło. Wiadomo, że w czasie śledztwa nie przyznała się. Wyjaśniała wtedy m.in., że "zajmowała się czynnościami higieniczno-sanitarnymi dotyczącymi ciała dziecka".

Znęcała się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem

Śledztwo w tej sprawie zakończono w kwietniu br. Monika B. została oskarżona o to, że od lutego 2017 do stycznia 2024 roku znęcała się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem nad swoją małoletnią córką.

45-latka miała doprowadzać do kontaktu skóry dziecka z płynną substancją toksyczną o cechach drażniących/żrących w obrębie twarzy i karku, co powodowało różne obrażenia: od rumienia i stanów zapalnych, poprzez blizny aż do nieodwracalnych ubytków tkanek w wyniku martwicy niezakaźnej. Szczególnie ucierpiało ucho Julii.

reklama

"Co skutkuje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci trwałego, istotnego zeszpecenia ciała, zaburzającego normalne społeczne funkcjonowanie dziecka, w tym spełnianie adekwatnych do kolejnych etapów życia ról społecznych" - informuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.

"Przy czym wskazane wyżej urazowe uszkodzenia skóry dziecka wielokrotnie przedstawiała (Monika B. - przyp. red.) służbie zdrowia oraz organom ochrony prawnej, w szczególności sądowi opiekuńczemu powołanemu do kontroli sposobu wykonywania władzy rodzicielskiej, jako zmiany chorobowe, co stanowi dodatkowo szczególne okrucieństwo czynności wykonawczych" - dodano w komunikacie o postawieniu zarzutów.

"Mamusiu, kiedy przestanie mnie boleć?"

W kontekście całej sprawy wstrząsające jest to, że przez lata Monika B. prowadziła publiczne zbiórki pieniędzy na pomoc dla swojego dziecka.

Ogłoszenia z prośbą o wsparcie bardzo łatwo można było znaleźć choćby na Facebooku. Na tym profilu kobieta publikowała informacje o zbiórkach i zdjęcia Julii. Na fotografiach widać kilkuletnią dziewczynkę z poważnymi, krwawymi ranami twarzy.

reklama

- Moja 5-letnia córeczka Julcia cierpi na padaczkę lekooporną i najprawdopodobniej pęcherzykowate rozdwajanie się naskórka, nadal czekamy na potwierdzenie tej diagnozy. Ma również jednostronny niedosłuch, problemy ze wzrokiem i układem moczowym - czytamy w emocjonalnym apelu matki z listopada 2020 roku.

- Ból wykańcza moje dziecko, przenikający, trwający nieprzerwanie, taki ból, którego nie można uciszyć lekami, ani maściami. Nie pomagają nawet silne sterydy. Juleczka bardzo cierpi, piszczy, płacze, nie może złapać tchu - napisała Monika B.

- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuje Julia każdego dnia, ale kiedy pyta mnie: "Mamusiu, kiedy przestanie mnie boleć?", pęka mi serce. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo mojej córki - pisała kobieta.

Jak podawały media, tylko w ramach zbiórki założonej przez Monikę B. na portalu Siepomaga.pl zebrano ponad 200 tys. zł od prawie 5,4 tys. ludzi. Zbiórki były prowadzone także za pośrednictwem innych portali oraz instytucji.

"Aby wzbudzić współczucie i uwagę ze strony otoczenia"

W sprawie 45-latki opiniowali biegli psychiatrzy. Stwierdzili, że w czasie popełniania zarzucanego czynu miała ona w pełni zachowaną zdolność zarówno do rozpoznania jego znaczenia jak i zdolność do pokierowania swoim zachowaniem.

reklama

- Monika B. w ocenie biegłych psychiatrów wykazuje natomiast zaburzenia osobowości w postaci zaburzeń pozorowanych, tj. zespołu Münchhausena z przeniesienia, które to zaburzenia polegają na celowym wprowadzaniu przez opiekuna objawów choroby u dziecka lub innej osoby pod jej opieką, aby wzbudzić współczucie i uwagę ze strony otoczenia, a także uzyskać z tego tytułu korzyści m.in. finansowe - zaznacza Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Jak dodają śledczy, Monika B. przekonywała opinię publiczną, że jej córka zmaga się z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Tymczasem biegli to kategorycznie wykluczyli - Julia nie wykazuje żadnych cech niepełnosprawności intelektualnej, przejawów autyzmu czy też padaczki.

Co więcej, stan dziewczynki po aresztowaniu Moniki B. uległ znacznej poprawie, nie stwierdzono u niej też nowych zmian skórnych.

Zaczęło się od lekarzy

Organy ścigania powiadomił dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie. Lekarze mieli bowiem wątpliwości co do stanu zdrowotnego Julii, a właściwie przyczyn powstania tego stanu.

- Zawiadamiająca wskazała, iż obraz kliniczny oraz przebieg choroby małoletniej nie odpowiadał żadnej znanej naukowo i empirycznie jednostce chorobowej, co więcej, morfologia (kształt) i ewolucja wykwitów skórnych na twarzy dziecka nie miały charakteru naturalnego, a okoliczności ich powstania należało wyjaśnić - wskazuje Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Sąd zawiesił władzę rodzicielską Moniki B. nad dzieckiem. Oskarżonej grozi teraz 20 lat pozbawienia wolności. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo