reklama
reklama

Rodzice oskarżają srogą nauczycielkę matematyki o wytwarzanie "atmosfery strachu i presji". Ta odpiera zarzuty: "To pomówienia"

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: ZS nr 1 w Łukowie

Rodzice oskarżają srogą nauczycielkę matematyki o wytwarzanie "atmosfery strachu i presji". Ta odpiera zarzuty: "To pomówienia" - Zdjęcie główne

Zdj. Ilustracyjne | foto ZS nr 1 w Łukowie

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje łukowskie Rodzice uczniów klas maturalnych techników (technik informatyk i technik elektryk) zgłosili do naszej redakcji poważne zastrzeżenia dotyczące zachowania nauczycielki matematyki. Jedna z nauczycielek z Zespołu Szkół nr 1 w Łukowie, według relacji rodziców, miała prowadzić politykę uniemożliwiającą im zdanie matury. Nauczycielka odpowiada, że są to pomówienia i każdego ucznia traktuje jednakowo.
reklama

Według zaniepokojonych rodziców problemy z nauczycielką sięgają pierwszej klasy technikum, a ich zdaniem były one stale obecne w życiu szkolnym ich dzieci. W tych wczesnych latach sporo uczniów nie zdało. Rodzice i uczniowie podjęli próby poprawy, ale świadectwa wciąż zdominowane były przez jedynki i dwójki, bez widoku na czwórki czy piątki. Sytuacja ta utrzymywała się latami, a obawy narastały wraz z dojściem do klasy maturalnej.

"Matura odbije się wam czkawką"

Dyskusje na temat matury zaczęte już we wrześniu nie były optymistyczne. Uczniowie mieli słyszeć od matematyczki negatywne komentarze, w stylu: "Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek z tej klasy zdał tę maturę". Gdy w styczniu część uczniów zadeklarowała chęć przystąpienia do egzaminu, sytuacja zaczęła się pogarszać. Nauczycielka miała rzekomo zastraszającym tonem mówić, że matura odbije się im czkawką. Uczniowie byli wyraźnie przerażeni, co wywołało dużą niepewność również wśród rodziców. 

- To były typowe komunikaty, a nasze dzieci przychodziły do nas, skarżyły się, były zaniepokojone, czasem nawet płakały. Zadawały nam pytania w stylu: "Jak mam ukończyć tę szkołę?" - relacjonuje jeden z rodziców.

Rodzice starali się pomóc swoim dzieciom, ale napotykali trudności. Nawet próby rozmowy z dyrekcją szkoły miały nie przynosić oczekiwanych rezultatów. Mimo zgłaszanych problemów nie było widać działań w celu rozwiązania sytuacji. 

- Jako rodzic nie potrafiłam doradzić mojemu dziecku. Mówiłam, jeśli chcesz podejść do matury z matematyki, to spróbuj. Byłeś w technikum, nie w branżówce, więc chciałabym, żebyś przystąpił do matury. Ale jeśli ja cię do tego zmuszę, a ta pani oczywiście postawi jedynkę, to wolę, żebyś po prostu ukończył szkołę. To jest rocznik maturalny i uważam, że nie jest to czas na takie dylematy. Była pierwsza klasa, druga klasa - to był czas, aby zweryfikować czy dany uczeń nadaje się do takiego kierunku, a nie prowadzić ich do klasy maturalnej i dopiero tam pokazywać, kto tu rządzi - opowiada jedna z matek ucznia V kl. technikum.

Korepetycje nie pomogły

Rodzice jednogłośnie opowiadają nam, że płacili bardzo duże pieniądze za korepetycje, jakie były udzielane ich dzieciom. Na dodatkowych lekcjach ich pociechy potrafiły rozwiązywać zadania poprawnie, jednak kiedy dochodziło do sprawdzianów, znów w dzienniku miała pojawiać się jedynka. 

-  Nie wiemy, jakie zadania dziecko praktykowało na korepetycjach, czy były to te same, które potem pojawiały się na lekcjach. Materiał był obszerny, więc może to być to samo zadanie, ale inaczej sformułowane. Jednak chodzi o to, że jeśli dziecko uczy się z określonego działu, to powinno znać zadania z tego działu. Wiele osób ledwo dostawało dwójki, bardzo niewielu otrzymywało oceny wyższe. Ci, którzy nie zamierzali pisać matury, zaczęli nawet otrzymywać trójki - opowiada jeden z rodziców.

Rodzice: Nauczycielka zniszczyła plany naszych dzieci

 Jednym z głównych zarzutów rodziców był brak wsparcia ze strony szkoły. Mimo próśb o interwencję dyrekcja zdawała się pozostawiać sprawę w rękach uczniów, sugerując, że to oni sami muszą sobie radzić. 

- Moim zdaniem każdy uczeń w technikum, będący w V kl., powinien być wspierany przez nauczyciela w przygotowaniach do matury. Nauczyciel tego przedmiotu powinien zrobić wszystko, aby uczniowie zdali maturę, a nie ich zniechęcać. Jestem rozczarowana tą nauczycielką, ponieważ zniszczyła ona plany naszych dzieci. Wiemy, że część z tych uczniów na pewno chciałaby iść na studia - mówi jedna z matek.

Kto jest winny?

Rodzice zauważali również, że atmosfera strachu i presji wywierana przez nauczycielkę mogła skutkować nie tylko obniżeniem wyników uczniów, ale także zniechęceniem ich do dalszej edukacji. Wielu z nich miało wątpliwości co do wyboru kierunku studiów, co sugeruje, że sytuacja w szkole miała znaczący wpływ na ich decyzje edukacyjne.

 - Matura to nie tylko egzamin, to także prestiż i pewnego rodzaju osiągnięcie. Być w stanie podejść do niego i go zdać, to wielka rzecz. Ale gdy czujesz się tak bardzo zniechęcony i zastraszony, to staje się to znacznie trudniejsze. Możesz zacząć winić siebie za brak przygotowania, ale w głębi serca wiesz, że to nie tylko twoja wina. To jest właśnie ta presja, ta atmosfera, którą stworzyła ta nauczycielka, która sprawiła, że czuliście się tak zdezorientowani i zniechęceni. To nie była wasza decyzja, to była presja ze strony nauczycielki, która spowodowała, że zrezygnowaliście. To jest bardzo trudne do zaakceptowania, ponieważ wiesz, że to było poza twoją kontrolą - mówi jeden z rodziców.

Mimo ogromnej ulgi po zakończeniu roku szkolnego rodzice nadal mają nadzieję na poprawę sytuacji. Ich celem jest zapewnienie, żeby żaden uczeń nie musiał rezygnować z matury z powodu presji czy wytwarzania atmosfery strachu ze strony nauczycieli. Wskazują oni na konieczność interwencji dyrekcji szkoły oraz kuratorium, aby zapewnić uczniom odpowiednie wsparcie i atmosferę sprzyjającą rozwojowi.

Nauczycielka odpiera zarzuty

Po tym jak do naszej redakcji przyszła grupa rodziców z klas maturalnych skontaktowaliśmy się z dyrektorem ZS nr 1 w Łukowie, który chciał wyjaśnić sytuację, jaka wytworzyła się wokół jednej z pań nauczycielek przedmiotu maturalnego. Na spotkanie została zaproszona również ta nauczycielka, która przedstawiła nam swoje argumenty.

Nauczycielka, która została oskarżona o tworzenie atmosfery stresu i zastraszania uczniów, stanowczo zaprzecza tym zarzutom. - To są pomówienia - tak odpowiadała na każdy zarzut, jaki wysunęli rodzice uczniów z klas maturalnych. Jej zdaniem te insynuacje są niezrozumiałe,  ponieważ praca z uczniami zawsze była prowadzona w atmosferze otwartej i wspierającej. - Podkreślam, że wszystkie lekcje były prowadzone zgodnie z obowiązującą podstawą programową, a wszyscy uczniowie mieli równe szanse na zdobycie wiedzy i umiejętności - podkreśla nauczycielka i dodaje: - W klasie piątej, jak i od pierwszej klasy, realizowana jest podstawa programowa. Podstawa programowa obejmuje szeroki zakres materiału. Każdego roku uczniowie zauważali, że mają trudności i braki w wiedzy. Nigdy jednak nie powiedziałam w klasie, że ktoś ma nie przystąpić do matury, jak to zostało zasugerowane. Mówiłam jedynie, że mamy dużo materiału do przerobienia, będziemy nad nim pracować i mamy na to dużo godzin. Decyzję, czy przystępujecie do matury, podejmują uczniowie, a nie ja. Dlatego nie czuję się odpowiedzialna za decyzje uczniów. Wszyscy byli traktowani jednakowo, realizowaliśmy tę samą podstawę programową. Nie rozumiem, dlaczego doszło do takiej sytuacji - powiedziała nauczycielka.

Winna zdalna nauka?

Nauczycielka zawsze zachęcała uczniów do systematycznej pracy i wspierała ich w pokonywaniu trudności. Jej zdaniem nie było żadnego nacisku ani zastraszania ze strony nauczyciela w kontekście przystępowania do egzaminów maturalnych. To decyzja ucznia i jego rodziców, którzy są odpowiedzialni za podejmowanie takich wyborów.

- To jest linia obrony. Jeśli nie umiem, to się boję. Sama też się boję, gdy czegoś nie umiem, ale boję się, bo się nie nauczyłam, a nie dlatego, że ktoś mnie zastrasza - powiedziała nauczycielka.

Jej zdaniem największe problemy zostały stwierdzone po tym, jak uczniowie wrócili z lekcji zdalnych do nauki stacjonarnej. Wtedy okazało się, że przez dwa lata nie uczyli się systematycznie.- Materiału było naprawdę dużo do nadrobienia po dwóch latach nauki zdalnej - stwierdziła. - Mówiłam im: Słuchajcie, chłopcy, przed nami gorący okres. Musimy się przygotować do matury, powtórzyć wszystkie działy po kolei. Będę sprawdzać waszą wiedzę, bo na tym polega moja rola. Przypomnieć, powtórzyć i nadrobić ewentualne braki - dodała.

Dyrektor w obronie nauczycielki

Dyrektor szkoły, Tadeusz Federczyk, podkreślił, że ZS nr 1 w Łukowie nigdy nie warunkuje stawiania ocen od decyzji ucznia dotyczących przystępowania do egzaminów maturalnych. - To oznacza, że niezależnie od tego, czy uczeń deklaruje chęć przystąpienia do matury czy nie – oceniany jest tak samo. Pilnujemy tego, bo wiemy, jakie to ma konsekwencje dla szkoły i przede wszystkim dla uczniów. Nikt nie blokuje drogi przed nikim - zaznaczył Tadeusz Federczyk.

- Rozumiemy, że proces uczenia się może być wymagający i czasami stresujący, zwłaszcza po dwóch latach nauki zdalnej. Dlatego też staramy się jak najlepiej wesprzeć naszych uczniów w zdobywaniu wiedzy i umiejętności. Nie akceptujemy jednak zarzutów o zastraszaniu czy stwarzaniu nieprzyjaznej atmosfery w szkole - dodał i podkreślił, że wszyscy uczniowie byli traktowani jednakowo. - Decyzja o przystąpieniu do matury należy do ucznia, a nie do mnie - zaznaczył.

Federczyk: Nasza szkoła przygotowuje uczniów naprawdę dobrze

Dyrektor ZS nr 1 w Łukowie przekonuje, że jego szkoła przygotowuje uczniów naprawdę dobrze do przyszłych wyzwań, takich jak egzaminy maturalne czy życie poza murami szkoły. - Naszym celem jest wspieranie uczniów we wszystkich dziedzinach ich rozwoju, zarówno w zakresie wiedzy merytorycznej, jak i umiejętności społecznych - powiedział.

- Mam przekonanie, że nasza szkoła przygotowuje uczniów naprawdę dobrze, niezależnie od ich zainteresowań czy kierunku edukacji. Jeśli uczeń chce podjąć decyzję o zdawaniu matury, nikt nie powie mu, że się nie nadaje - dodał.

- Zapewniamy, że naszym celem jest zapewnienie jak najlepszych warunków nauki i wsparcie uczniów w osiągnięciu ich celów edukacyjnych. Nie zamierzamy zmieniać naszych metod nauczania na podstawie pojedynczych opinii czy zarzutów, ale zawsze jesteśmy otwarci na konstruktywny dialog i współpracę z rodzicami oraz uczniami - podkreślił Tadeusz Federczyk.

Zdaniem dyrektora placówki, pracując w szkole lub w dowolnym miejscu, nie powinno się opierać swojego systemu pracy na przewidywanych skargach czy negatywnych opiniach. - Po prostu chcemy pracować najlepiej, jak potrafimy. Jesteśmy wdzięczni za zaufanie, jakim nas obdarzacie, i zapewniamy, że będziemy nadal dążyć do doskonalenia naszej pracy oraz zapewnienia jak najlepszej jakości edukacji dla naszych uczniów - zakończył Tadeusz Federczyk.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama