Policjant usłyszał od nich wstrząsające relacje na temat wydarzeń na Ukrainie. Mężem jednej z kobiet jest policjant z Kijowa, który wspólnie z kolegami broni teraz swojego miasta.
Historia pomocy rodzinom z Ukrainy rozpoczęła się telefonu do żony policjanta z łukowskiej dochodzeniówki.
- Zadzwonił do niej obcokrajowiec mieszkający od kilku lat w Polsce. Mężczyzna łamiącym się głosem poprosił o pomoc dla przyjaciółki z dziećmi, która uciekając przed wojną dotarła do Lublina. Bezradna kobieta szukała jakiegokolwiek schronienia i noclegu u życzliwych ludzi. Nasz kolega nie zastanawiał się zbyt długo, razem z żoną podjęli decyzję i postanowili pomóc potrzebującym. Nie zważając na późną porę pojechali swoim samochodem do Lublina, gdzie spotkali się z Tatianą i jej dwójką dzieci. Razem z nią była przyjaciółka ze swoimi dziećmi. I tym razem nie było czasu na zastanowienie. Dwie kobiety i czwórka dzieci z ogarniętej wojną Ukrainy znalazły schronienie w domu naszego kolegi, który po dwóch dniach podzielił się z nami swymi wrażeniami i odczuciami – opowiada Marcin Józwik, oficer prasowy z Komendy Policji w Łukowie.
Okazało się, że mąż jednej z kobiet jest policjantem w Kijowie. Funkcjonariusz z Łukowa rozmawiał z nim przez komunikator społecznościowy.
- Nie sposób oddać słów wdzięczności, jakie kierował policjant z Ukrainy do naszego kolegi, jak dziękował za pomoc okazaną jego żonie i dzieciom. A wszystko to działo się w trakcie, gdy „zbroił się” do walki z rosyjskimi wojskami. Nasz kolega był pełen podziwu dla jego bohaterstwa i podtrzymującej wszystkich na duchu żony ukraińskiego policjanta – dodaje Józwik.
Marcin Próchniewicz i jego rodzina, mimo dopiero kilku dni wspólnego pobytu z uchodźcami z Ukrainy, zdążyli się już zaprzyjaźnić.
- Opowiadając nam historię swoich gości mówił o ich dotychczasowym codziennym życiu, o ucieczce z ogarniętego wojną kraju i tęsknocie za najbliższymi. Wielu z nas słuchając jego krótkiej opowieści o mieszkających w jego domu uchodźcach z Ukrainy uroniło łzę. Nasz kolega mówił, że nie sposób przekazać i opisać wszystkich wrażeń i emocji z jakimi spotkała się jego rodzina – mówi rzecznik policji.
- Widziałem prywatne zdjęcia i filmiki moich gości. Widziałem jak dzieci i dorośli tłoczyli się w prowizorycznie przygotowanym schronie w piwnicy jednego z domów. Widziałem przerażenie w oczach dzieci, które teraz goszczę u siebie – opowiadał Marcin Próchniewicz.
- Kobieta, która jest teraz z nami, opowiadała jak najeźdźcy ostrzeliwują autobusy przewożące ludność cywilną, jak zastrzelili przyjaciela jej męża - policjanta na służbie, po czym ukradli całe wyposażenie radiowozu i to co miał przy sobie. Opowiadała również jak razem z mamą i innymi osobami szykowała pierogi dla walczących mężczyzn, jak wszyscy przygotowywali „koktajle Mołotowa”, jak też wiele innych rzeczy, o których nawet w najgorszych snach nam się nie śniło – relacjonuje policjant.
I wyznaje, że nie sposób przekazać i opisać wszystkich wrażeń i emocji z jakimi spotkała się jego rodzina. Wielu łukowskich policjantów przyłączyło się do akcji niesienia pomocy uchodźcom nie tylko podczas służby, ale także poza nią i wielu gości w swoich domach wojennych uchodźców.