reklama
reklama

Oskarżona o brutalne oszpecanie swojej córki. "Aby wzbudzić współczucie i uzyskać korzyści finansowe"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Policja/Archiwum

Oskarżona o brutalne oszpecanie swojej córki. "Aby wzbudzić współczucie i uzyskać korzyści finansowe" - Zdjęcie główne

Teraz Monika B. stanie przed sądem. Grozi jej do 20 lat pozbawienia wolności | foto Policja/Archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje łukowskieKoniec śledztwa w bulwersującej sprawie, która dla lubelskiej prokuratury była szczególnej wagi. Kobieta miała nakładać na skórę córki żrącą substancję, a następnie ogłaszać publiczne zbiórki pieniędzy na leczenie dziecka. Akt oskarżenia w tej sprawie został już wysłany do Sądu Okręgowego w Siedlcach.
reklama

Tajemnicze rany na skórze dziewczynki

Dramat Julii z miejscowości Sięciaszka Druga w gminie Łuków (powiat łukowski) trwał wiele lat. Na twarzy i szyi kilkuletniej dziewczynki co i raz powstawały nowe, tajemnicze rany. Lekarze nie mogli ustalić, jaka jest ich przyczyna. Organizowano zbiórki pieniędzy na pomoc dla dziecka. W końcu śledczy dokonali szokujących ustaleń: za cierpieniem dziewczynki stała jej matka.

Julię uratowali lekarze

Obecnie 45-letnia Monika B. została zatrzymana w lutym ub.r. Jej córka miała wtedy dziewięć lat. Kobieta trafila do aresztu, sąd zawiesił jej władzę rodzicielską nad dzieckiem. Wszystko dlatego, że organy ścigania powiadomił dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 w Lublinie. Lekarze mieli bowiem wątpliwości co do stanu zdrowotnego Julii, a właściwie przyczyn powstania tego stanu. 

reklama

- Zawiadamiająca wskazała, iż obraz kliniczny oraz przebieg choroby małoletniej nie odpowiadał żadnej znanej naukowo i empirycznie jednostce chorobowej, co więcej, morfologia (kształt) i ewolucja wykwitów skórnych na twarzy dziecka nie miały charakteru naturalnego, a okoliczności ich powstania należało wyjaśnić - wskazuje Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. 

Wykluczyli wszystkie znane światowej nauce i praktyce lekarskiej choroby skóry

Rany dziewczynki analizowali biegli z różnych dziedzin medycyny. Eksperci jednoznacznie wskazali, że to nie efekt żadnej choroby, a skutek urazów w wyniku kontaktu skóry ze żrącą substancją. Jaką? Tego nie udało się ustalić. 

reklama

- Biegli zwrócili uwagę na intencjonalne oddziaływanie na skórę małoletniej pokrzywdzonej substancji drażniącej/żrącej, bowiem miejsca kontaktu skóry i substancji toksycznej przybierały formy geometryczne (kwadratów, prostokątów), co nie mogło nastąpić z przyczyn uwarunkowanych chorobowo. Co więcej, masywne zmiany występowały praktycznie tylko w jednej okolicy ciała dziecka. Specjaliści wykluczyli również wystąpienie u pokrzywdzonej wszystkich znanych światowej nauce i praktyce lekarskiej chorób skóry - informuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.

Jak dodają śledczy, Monika B. przekonywała opinię publiczną, że jej córka zmaga się z niepełnosprawnościami intelektualnymi. Tymczasem biegli to kategorycznie wykluczyli - Julia nie wykazuje żadnych cech niepełnosprawności intelektualnej, przejawów autyzmu czy też padaczki.

reklama

Matkę odizolowano od córki. Efekt?

Jednym z kluczowych elementów śledztwa był dla prokuratury fakt, że stan dziewczynki po aresztowaniu Moniki B. uległ znacznej poprawie, nie stwierdzono u niej też nowych zmian skórnych.

- To upoważniło do kategorycznego wniosku o eliminacji czynnika, który je wywoływał. Dziecko prawidłowo rozwija się poznawczo, wróciło do nauki w systemie stacjonarnym. Istnieje więc bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy poprawą stanu zdrowia oraz społecznego funkcjonowania dziecka, a brakiem bezpośredniego kontaktu z matką - podkreśla Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. 

Trwałe, istotne zeszpecenia ciała

W środę, 23 kwietnia br., prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Siedlcach akt oskarżenia przeciwko Monice B. Kobieta została oskarżona o to, że od lutego 2017 do stycznia 2024 roku znęcała się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem nad swoją małoletnią córką. 

reklama

45-latka miała doprowadzać do kontaktu skóry dziecka z płynną substancją toksyczną o cechach drażniących/żrących w obrębie twarzy i karku, co powodowało różne obrażenia: od rumienia i stanów zapalnych, poprzez blizny aż do nieodwracalnych ubytków tkanek w wyniku martwicy niezakaźnej. Szczególnie ucierpiało ucho Julii.

"Co skutkuje ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci trwałego, istotnego zeszpecenia ciała, zaburzającego normalne społeczne funkcjonowanie dziecka, w tym spełnianie adekwatnych do kolejnych etapów życia ról społecznych" - informuje Prokuratura Okręgowa w Lublinie.

"Przy czym wskazane wyżej urazowe uszkodzenia skóry dziecka wielokrotnie przedstawiała (Monika B. - przyp. red.) służbie zdrowia oraz organom ochrony prawnej, w szczególności sądowi opiekuńczemu powołanemu do kontroli sposobu wykonywania władzy rodzicielskiej, jako zmiany chorobowe, co stanowi dodatkowo szczególne okrucieństwo czynności wykonawczych" - dodano w komunikacie o postawieniu zarzutów.

Zespół Münchhausena z przeniesienia

Monika B. nie przyznała się do popełnienia zarzuconego jej przez prokuratora czynu. Wyjaśniała m.in., że "zajmowała się ona czynnościami higieniczno-sanitarnymi dotyczącymi ciała dziecka".

W sprawie 45-latki opiniowali biegli psychiatrzy. Stwierdzili, że w czasie popełniania zarzucanego czynu miała ona w pełni zachowaną zdolność zarówno do rozpoznania jego znaczenia jak i zdolność do pokierowania swoim zachowaniem. 

- Monika B. w ocenie biegłych psychiatrów wykazuje natomiast zaburzenia osobowości w postaci zaburzeń pozorowanych, tj. zespołu Münchhausena z przeniesienia, które to zaburzenia polegają na celowym wprowadzaniu przez opiekuna objawów choroby u dziecka lub innej osoby pod jej opieką, aby wzbudzić współczucie i uwagę ze strony otoczenia, a także uzyskać z tego tytułu korzyści m.in. finansowe - zaznacza Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. 

"Mamusiu, kiedy przestanie mnie boleć?"

W kontekście całej sprawy wstrząsające jest to, że przez lata Monika B. prowadziła publiczne zbiórki pieniędzy na pomoc dla swojego dziecka.

Ogłoszenia z prośbą o wsparcie bardzo łatwo można było znaleźć choćby na Facebooku. Na tym profilu kobieta publikowała informacje o zbiórkach i zdjęcia Julii. Na fotografiach widać kilkuletnią dziewczynkę z poważnymi, krwawymi ranami twarzy.

- Moja 5-letnia córeczka Julcia cierpi na padaczkę lekooporną i najprawdopodobniej pęcherzykowate rozdwajanie się naskórka, nadal czekamy na potwierdzenie tej diagnozy. Ma również jednostronny niedosłuch, problemy ze wzrokiem i układem moczowym - czytamy w emocjonalnym apelu matki z listopada 2020 roku.

- Ból wykańcza moje dziecko, przenikający, trwający nieprzerwanie, taki ból, którego nie można uciszyć lekami, ani maściami. Nie pomagają nawet silne sterydy. Juleczka bardzo cierpi, piszczy, płacze, nie może złapać tchu - napisała Monika B.

- Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuje Julia każdego dnia, ale kiedy pyta mnie: "Mamusiu, kiedy przestanie mnie boleć?", pęka mi serce. Nie tak powinno wyglądać dzieciństwo mojej córki - pisała kobieta. 

Jak podawały media, tylko w ramach zbiórki założonej przez Monikę B. na portalu Siepomaga.pl zebrano ponad 200 tys. zł od prawie 5,4 tys. ludzi. Zbiórki były prowadzone także za pośrednictwem innych portali oraz instytucji. 

Teraz Monika B. stanie przed sądem. Grozi jej do 20 lat pozbawienia wolności. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo