reklama
reklama

Dramat pod Łukowem. Brat zamordował brata po dwóch brutalnych atakach. O przemocy wiedzieli wszyscy. Kto zawiódł?

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Policja Łuków

Dramat pod Łukowem. Brat zamordował brata po dwóch brutalnych atakach. O przemocy wiedzieli wszyscy. Kto zawiódł? - Zdjęcie główne

Zatrzymanie podejrzanego mężczyzny | foto Policja Łuków

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje łukowskieW Łazach pod Łukowem 27-letni mieszkaniec Łazów najpierw zaatakował swojego starszego brata szpadlem, a kilka dni później, używając drewnianej sztachety, zadał mu śmiertelne ciosy w głowę. Mimo starań lekarzy ofiara zmarła w szpitalu.
reklama

Dramatyczne wydarzenia, które rozegrały się w Łazach, przez długi czas pozostawały nieznane szerszej opinii publicznej. Sprawa wyszła na światło dzienne dopiero 20 sierpnia, kiedy to łukowska policja poinformowała o zatrzymaniu 27-letniego Mateusza M. Mężczyzna  trafił do aresztu na trzy miesiące. To właśnie wtedy ujawniono skalę przemocy, która przez lata trawiła rodzinę M. 

Zawiadomienie o wszczęciu śledztwa

Z zawiadomienia, do którego udało nam się dotrzeć, wynika, że przemoc, której dopuszczał się Mateusz M., miała miejsce przez dłuższy czas, obejmując nie tylko ataki na brata, ale także groźby kierowane wobec innych członków rodziny i sąsiadów.

14 lipca Mateusz M. zaatakował swojego starszego brata, Konrada, zadając mu liczne ciosy rękami oraz szpadlem. Konrad doznał poważnych obrażeń, w tym złamania kości nosa oraz przedniej ściany zatoki szczękowej. Nie była to jednak jedyna przemoc, jakiej dopuścił się tego dnia Mateusz – groził również Konradowi śmiercią.

reklama

Jednak najbardziej dramatyczne wydarzenia miały miejsce 29 lipca. Tego dnia Mateusz ponownie zaatakował swojego brata, tym razem używając drewnianej sztachety. Ciosy były na tyle brutalne, że spowodowały powstanie krwiaka podtwardówkowego, co wymagało natychmiastowego przeprowadzenia trepanacji czaszki. Niestety, mimo wysiłków lekarzy, Konrad nie odzyskał przytomności i zmarł kilka dni później.

Zawiadomienie ujawnia również, że Mateusz M. przez długi czas znieważał i groził swojej siostrze, Ewelinie D., której groził pozbawieniem życia oraz zniszczeniem domu. 16 sierpnia Mateusz groził także sąsiadce Monice S., że spali jej posesję.

Trafił do aresztu

 Sąd Rejonowy w Łukowie  aresztował Mateusza M. na trzy miesiące. Sędzia uzasadnił tę decyzję dużym prawdopodobieństwem, że Mateusz popełnił zarzucane mu przestępstwa, z których najbardziej poważne, dotyczące ciężkiego uszkodzenia ciała, doprowadziło do śmierci jego brata.

reklama

27-latek został zatrzymany i już usłyszał zarzuty. Grozi mu nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Historia przemocy, która trwała latami

 Rozmawialiśmy z mieszkańcami Łazów, którzy okazali się nie tylko świadkami, ale często także ofiarami zachowań Mateusza M. Usłyszeliśmy przerażające relacje o latach przemocy, strachu i bezradności, jakie towarzyszyły życiu tej rodziny.

Na miejscu udało nam się porozmawiać z sąsiadami, którzy zgodzili się opowiedzieć o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu M. Jedna z sąsiadek, która była blisko rodziny, szczegółowo opisała, jak Mateusz przez lata terroryzował nie tylko swojego starszego brata, ale także innych członków rodziny i mieszkańców wsi.

reklama

- Przemoc trwała od lat. Mateusz znęcał się nad bratem, ale także nad innymi członkami rodziny - relacjonowała sąsiadka. - Konrad, przerażony przemocą brata, często szukał u mnie schronienia. Byłam jedną z nielicznych osób, do których mógł się zwrócić - dodaje kobieta.

Sąsiadka wspomina, jak Konrad, bojąc się wrócić do domu, nocował u niej na podłodze, szczególnie gdy Mateusz był pijany lub pod wpływem narkotyków. - Był tak przerażony, że nawet proponował, że pójdzie spać do lasu, byleby tylko uniknąć kolejnych ataków - opowiadała, dodając, że przemoc ze strony Mateusza była na porządku dziennym.

Nie tylko rodzina M. była ofiarą przemocy. Sąsiadom Mateusza również zdarzało się odczuwać jego gniew. - Widziałam, jak Mateusz wracał pijany, a kilka minut później wybuchł pożar. To on podpalił drzewo i kurnik należące do rodziny - wspomina sąsiadka. - Sam ostrzegał strażaków, że w domu są jeszcze dwie butle gazowe [...]. Mówił, że w każdej chwili mogą wybuchnąć - relacjonuje nam kobieta.

Mimo licznych interwencji policji i zgłoszeń o przemocy Mateusz M. wielokrotnie wychodził na wolność, co wzbudzało wśród mieszkańców wsi narastający strach i frustrację. - Mateusza zatrzymywano, ale po krótkim czasie znów był na wolności. To był fatalny błąd - mówiła sąsiadka z rozgoryczeniem.

Sąsiadka: Policja zawiodła

W rozmowie sąsiadka mówiła, że policja, która miała styczność z rodziną, zawiodła. Jej zdaniem policja znała sprawcę, który od młodych lat miał problemy z prawem i spędzał czas w poprawczakach oraz więzieniach, a mimo to nie podjęto działań, które mogłyby go powstrzymać. Nawet kiedy sprawa została zgłoszona jako próba zabójstwa, reakcja była niewystarczająca. Sąsiadka mówiła, że czuła się bezradna, ale starała się pomóc ofierze tak, jak potrafiła, choć często bała się o swoje bezpieczeństwo i swoje dzieci.

Nasza redakcja zwróciła się z pytaniami do policji w Łukowie, chcąc uzyskać odpowiedzi na wiele palących kwestii. Dlaczego nie podjęto skutecznych działań mimo wielokrotnych zgłoszeń? Jakie były przesłanki decyzji o wypuszczeniu sprawcy na wolność, mimo oczywistych sygnałów zagrożenia dla życia i zdrowia ofiary? Czy policja zdawała sobie sprawę z poważnych zagrożeń, jakie stwarzał Mateusz?

Rzecznik prasowy łukowskiej policji przekazał nam, żeby zwrócić się do nadzorującej śledztwo Prokuratury Rejonowej w Łukowie, w celu uzyskania odpowiedzi na nasze pytania. Następnie poinformował nas, że wszystkie aspekty, okoliczności będą szczegółowo badane w toku prowadzonego postępowania.

Siostra ofiary: "Gdzie byli sąsiedzi?"

Ewelina D., siostra obu braci, również zdecydowała się podzielić swoimi doświadczeniami. W jej głosie słychać było żal i złość na sąsiadów, którzy – jak twierdzi – nie zrobili nic, by pomóc jej bratu, gdy był brutalnie atakowany przez Mateusza.

- Gdzie byli ci wszyscy sąsiedzi, gdy Mateusz bił Konrada łopatą na oczach całej wsi? Gdzie byli, kiedy mój brat potrzebował pomocy? - pytała retorycznie Ewelina. Wspominała, że to ona sama wezwała karetkę, szukała brata w łąkach, a później codziennie odwiedzała go w szpitalu, przynosząc zakupy i gotując dla niego. - Po wyjściu ze szpitala Konrad miał zamieszkać z nami w Łukowie, ale do tego nigdy nie doszło.

Ewelina podkreśliła, że zarówno sąsiedzi, jak i lokalne służby zawiodły. - Brat wielokrotnie zgłaszał przemoc do dzielnicowej, ale działania policji były niewystarczające. Dopiero po tragedii policja zareagowała - mówiła z goryczą.

Jednocześnie kobieta dziękowała za pomoc naszej rozmówczyni, która pomagała zmarłemu bratu.

Czy można było uniknąć tej tragedii?

  Czy można było zapobiec śmierci Konrada? Czy gdyby instytucje działały szybciej i bardziej stanowczo, ta tragedia miałaby inne zakończenie? Ewelina, mimo swojego zaangażowania, nie była w stanie powstrzymać przemocy, która ostatecznie doprowadziła do śmierci jej brata.

Sąsiadka, która udzieliła nam wywiadu, wyraziła nadzieję, że po tej tragedii przynajmniej zapanuje spokój w ich społeczności. Jednak ten spokój jest okupiony życiem młodego człowieka, który przez lata żył w cieniu terroru. System, który miał go chronić, zawiódł na całej linii.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama